„Bez względu na wszystko wypełnię swój kontrakt” - Gareth Bale [FELIETON]
W Anglii był uznawany za jeden z najlepiej rozwijających się talentów w historii. Gdzie się nie znalazł i co by nie zrobił, każde jego dotknięcie piłki było czystym złotem. Bez żadnych problemów deklasował legendy futbolu, a z najlepszymi na świecie rywalizował jak równy z równym. Nic dziwnego, że w końcu dostał ofertę z Madrytu, gdzie miał za zadanie być drugim Cristiano Ronaldo. Jednak z czasem zaczęły mu przeszkadzać dwie sprawy, z których na jedną nie miał wpływu, zaś następną wykreował sobie sam. Teraz jest cieniem samego siebie i pomimo przekonywania go do odejścia, ten wprost deklaruje, że nigdzie się nie wybiera. Taki obraz Garetha Bale'a.
Już niemal 7 lat Walijczyk występuje w barwach Królewskich, lecz natłok niekorzyści i negatywnych konsekwencji posiadania go w swoich szeregach do teraz odbija się czkawką włodarzom Realu Madryt, na czele ze szkoleniowcem Zinedinem Zidanem i prezesem Florentino Perezem. Problemów przybywa z dnia na dzień, a sam piłkarz nie ma zamiaru pomagać ich rozwiązać. Największym bólem w stolicy jest fakt, iż ten gracz w ogóle tam przebywa. Wbrew temu, co może mówić teoria, w praktyce wszyscy są bezradni w sytuacji, w której znajdują się zarówno członkowie zarządu, jak i zawodnicy.
Skromny chłopak z Southampton wojuje światem
Do pierwszej drużyny Świętych Bale został wcielony w wieku zaledwie niespełna 17 lat. Mimo niezwykle młodego wieku potrafił zrobić różnicę na boisku i od początku imponował atutami, które przez wiele następnych lat wyróżniały go na arenie międzynarodowej. Długo tam miejsca nie zagrzał, ponieważ ten człowiek był stworzony do rzeczy wielkich, więc jego pracodawca też musiał być marką światowej klasy. Najprzytomniejszy w boju o podpis wtedy 18-latka był Tottenham Hotspur. Jak się później okazało, 10 milionów funtów zapłacone za Walijczyka to były grosze.
Ciężko słowami opisać, co w Premier League i europejskich pucharach wyczyniał piłkarz, który ze stricte pomocnika miał od teraz więcej zadań defensywnych i grał nominalnie jako lewy obrońca bądź wahadłowy. Młodzi fani piłki nożnej z różnych kompilacji mogą kojarzyć wyścig z Bacarym Sagną, który Francuz skończył na murawie. Jednak na pewno większość amatorów tego cudownego sportu pamięta hat-trick przeciwko Interowi Mediolan, gdzie za plecami gracz z Londynu zostawiał legendę Nerrazurich i reprezentacji Argentyny - Javiera Zanettiego. Tym samym z pewnością zasłużył na miano piłkarza sezonu angielskiej ekstraklasy w roku 2011 i 2013, odpowiednio w wieku 22 i 24 lat.
Transfer marzeń... przynajmniej na razie
W 2013 roku świat obiegła informacja o tym, że 24-latek odejdzie po sześcioletniej przygodzie z White Hart Lane, a zgłosił się po niego sam Real Madryt. Kwota transferu również powala na kolana jak na tamte lata, bowiem jeśli wierzyć wszelkim doniesieniom, transakcja ta kosztowała łącznie Królewskich 100 milionów euro. Ogromne pieniądze i co za tym idzie równie wygórowane oczekiwania. Jak można było się spodziewać, początkowo z roli zawodnik tym razem przekwalifikowany na skrzydło wywiązywał się jak należy. Kto by przypuszczał, że podczas finału Pucharu Króla decydująca bramka, zważywszy na absencję Cristiano Ronaldo, zostanie zdobyta w stylu, w którym sam Portugalczyk mógłby nie dać rady. Nikt nie pomyślałby, że w trakcie wyścigu z Marciem Bartrą wygoniony niemalże pod ławkę rezerwowych Walijczyk zdoła wygrać tę batalię, opanuje piłkę, wparuje w pole karne i zanotować trafienie, zaszywając bezradnego Pinto. Wiadomo, że z czasem zdarzały się gorsze występy i urazy, lecz piłkarz takiego formatu musiał sobie z tym poradzić. No właśnie sęk w tym, że nie musiał.
Niegdyś człowiek z żelaza, dzisiaj z porcelany
Obawy największych pesymistów o to, że Gareth Bale zostanie z biegiem czasu tak zwaną w piłkarskim żargonie "szklanką", z biegiem sezonów zaczęły się potwierdzać. Człowiek, który w najważniejszych momentach miał pomagać gwieździe i legendzie Los Blancos, co najwyżej zastępował ledwo wyzdrowiałych kolegów z drużyny na łóżku szpitalnym. Nic więc dziwnego, że chociaż jeszcze wtedy nie myślano o zdegradowaniu zawodnika w hierarchii, tak zwyczajnie bano się na niego stawiać, gdyż każda minuta na boisku mogła być tą, w której stanie się coś, co ponownie wyłączy z gry tego gracza. Jeśli zsumować liczbę gier, jaką Bale opuścił ze względu na wszelkie dolegliwości i problemy zdrowotne, otrzymamy przerażającą liczbę 84 spotkań.
Człowiek od meczów ważnych
Trenerskie rządy ikony Realu Zinedine'a Zidane'a były najcudowniejszym okresem dla drużyny w XXI wieku, a przynajmniej dla większosci obecnych w kadrze piłkarzy, bowiem niegdyś gwiazdor Premier League dostawał o wiele mniej szans niż miało to miejsce do tej pory. Z pewnością wciąż w zbudowaniu zaufania nie pomagał brak możliwości występów na boisku, jednak z czasem ciężki charakter zawodnika dawał o sobie znać. Przekonany o swej ważnej roli w zespole bez obawy o poniesienie konsekwencji rozpoczął konflikt ze szkoleniowcem i gdy tylko na jaw wychodziły zamiary i tym samymy pogłoski o odejściu z Madrytu, ten natychmiast im zaprzeczał i zapewniał o pozostaniu w klubie.
W końcu nadszedł wyjątkowy dla fanów futbolu dzień, jakim jest finał Ligi Mistrzów. Królewscy mieli okazję dokonać niemożliwego i wygrać te rozgrywki trzeci raz z rzędu, a plany chciał pokrzyżować im Liverpool. Oczywiście Gareth Bale rozpoczął widowisko na ławce rezerwowych. Mecz był niezwykle wyrównany. Po kuriozalnym golu Benzemy i odpowiedzi Sadio Mane mieliśmy remis. I wtedy na murawie pojawił się już wyśmiewany i wyszydzany przez wielu obserwatorów piłki nożnej gracz. I jak się przywitał z obecnymi na stadionie? Przepięknymi nożycami dał prowadzenie swemu teamowi, a późniejsze trafienie, za które mógł dziękować Lorisowi Kariusowi, dało wymarzony tytuł. To był następny finał w bezbłędnym wykonaniu wyjątkowego Walijczyka. To wlało nadzieję w serca niektórych, że on jeszcze powróci i znowu podbije piłkarski świat. Wiara ponoć czyni cuda, jednak tutaj nie zaingerowała.
Zastępca Ronaldo zastąpiony chłopakami z faweli
2018 rok to dla Realu Madryt czas pożegnań ludzi, którzy dali temu klubowi całych siebie i zostawili tutaj swoje serca. Posadę szkoleniowca porzucił Zidane, lecz najgorsze było chyba pożegnanie Cristiano Ronaldo, który porozumiał się z Juventusem Turyn. Wtedy sądzono, że wielkiego Portugalczyka godnie zastąpi piłkarz z Wysp. Paradoksalnie, w związku z takim obrotem to Bale'a postanowiono zastąpić, ponieważ Królewscy dążyli do sprzedania go. Były oferty z Manchesteru United, Tottenhamu czy nawet niezwykle lukratywna z Chin, na mocy której Gareth zarabiałby 1 milion euro tygodniowo. Jednak i tym razem, jakby przy użyciu "liberum veto", sam zainteresowany zanegował ponownie swe odejście. Tym samym w najgorszym od lat sezonie Los Blancos, pożytku z podatnego na kontuzje gracza znów nikt nie miał, a ten w najlepsze pobierał wynagrodzenie.
"Wolałbym grać w golfa, ale tu dobrze płacą"
Swego czasu obecnie 31-latek przyznał otwarcie, że futbol nie sprawia mu tyle samo radości, co kiedyś i dla niego i jego rodziny jest wyłącznie źródłem utrzymania. Za to potwierdził, że z zamiłowania w trakcie absencji od piłki nożnej zazwyczaj pogrywa w ukochanego golfa. To już sprawiło, że kibice Realu Madryt z miejsca stracili zaufanie do wartego w 2013 roku 100 milionów euro piłkarza. Jednak prowokował on dalej. Po zakwalifikowaniu się z reprezentacją na Mistrzostwa Europy, radość kapitan kadry okazywał tańcząc z flagą z napisem "Wales, Golf, Madrid - In That Order", jasno przekazując, że pobyt w Hiszpanii nie ma nic wspónego z przyjemnością, a jest tylko pracą.
Zakończony sezon La Ligi Santander pokazuje sytuację Garetha, która wbrew przekonaniom nie jest taka zła, jak się wydaje z jego strony. Faktycznie, sznas do gry wielu nie dostaje, ale wypłata jest naprawdę sowita. Z tym, że podejście do roli w drużynie można już nazwać bezczelnym. W ciężkich czasach, kiedy wirus na całym świecie zbiera żniwo, zawodnik na ławce rezerwowych używa maseczki ochronnej jako opaski na oczy, symulując sen, a ponadto jak małe dziecko bierze rolkę po ręczniku i udaje, że jest ona teleskopem.
Zostanie, choćby miał nie mieć formy na Euro 2021
Wraz ze zbilażającym się letnim okienkiem transferowym, zarząd mistrza Hiszpanii ponownie będzie podejmował próby pozbycia się Garetha Bale'a. Jak można się jednak domyślać, ten znów ma zamiar grać na nosie swojemu pracodawcy. Zdążył już otwarcie powiadomić, że jego celem jest wypełnienie kontraktu, obowiązującego do 30 czerwca 2022 roku. Wygląda na to, że przeprowadzkę doradza mu nawet selekcjoner reprezentacji Walii, Ryan Giggs. To niestety też przyniosło opłakane rezultaty, gdyż 31-latek powiadomił legendę Manchesteru United, że nawet za cenę braku formy na turnieju ma zamiar pozostać w Madrycie.
Upadła gwiazda i szkodnik
Podsumowując, zawodnik ma na celu tylko jedno - mieć możliwość zarobienia na komfortowe i luksusowe życie, bez względu na cierpienie innych. Zna on swoje prawa i nie ma najmniejszych chęci rezygnować z tego, co mu przysługuje. Jednak szacunku w stolicy już nie odzyska, dopóki nie pożegna się z obecnym pracodawcą. Dla nielicznych pozostanie tylko pechowcem i upadłym talentem, któremu należy współczuć, bowiem dla znamienitej większości jest najzwyczajniejszym szkodnikiem, działającym na szkodę wszystkim. Można jedynie współczuć fanom Los Blancos, że w miarę spadania tej gwiazdy nie spełnia się ich życzenie, zapewne brzmiące "Błagamy Gareth, opuść nas", a z ust bardziej porywczych i sfrustrowanych kibiców prośba ta przybiera formę bardziej wulgarnej alternatywy.
👀 Kliknij i zaobserwuj najlepszy piłkarski Instagram: @nowinki_transferowe 📸
01 SIERPNIA 2020, 20:33