STANDARD LIEGE


Europa League

Lech Poznań - Standard Liege, czyli gra o życie w grupie D
Drugi domowy mecz Lecha w tegorocznej fazie grupowej Ligi Europy, a trzeci w sumie, wydaje się być kluczowym w kontekście walki o ewentualne wyjście z grupy D. I to nie tylko dla poznańskiego Kolejorza, ale także dla jego dzisiejszego rywala - Standardu Liege. Walka o tlen- Traktujemy Ligę Europy jako fajną przygodę, bo poprzedni sezon i całe eliminacje walczyliśmy, aby się tutaj znaleźć. Z drugiej strony nie gramy takich meczów tylko po to, żeby je rozegrać. Chcemy zdobyć punkty i myślę, że spotkania z Benfiką czy Rangersami pokazały, że możemy powalczyć z takimi drużynami i możemy pokazać dobrą piłkę - tak na przedmeczowej konferencji prasowej wypowiadał się jeden z kluczowych piłkarzy Lecha, Jakub Moder. Jeśli poznaniacy chcą dalej mieć o co grać w Lidze Europy, to muszą w dzisiejszym meczu pokonać rywali. To samo tyczy się zresztą belgijskiego klubu. Obie drużyny po dwóch kolejkach znajdują się na końcu tabeli z zerowym dorobkiem punktowym i stratą sześciu oczek do prowadzących - Benfiki Lizbona oraz Glasgow Rangers. Zdobycie kompletu punktów w dzisiejszym pojedynku będzie więc drugą szansą dla zwycięzcy, aby nawiązać walkę, na razie choćby korespondencyjną, z czołówką grupy. Przegrany natomiast swoje szanse zminimalizuje do niemal czysto matematycznych. Pełny potencjał Kolejorza i wielkie problemy BelgówPrzed poprzednimi meczami grupowymi kibice Lecha patrzyli z niepokojem na to, jak zestawi drużynę Dariusz Żuraw. Kontuzje i wykluczenia mocno dziesiątkowały zespół i w ten sposób przeciwko Benfice bardzo osłabiona była defensywa, natomiast przeciwko Rangersom ucierpiała głównie linia pomocy. Tym razem jednak na kilka godzin przed meczem trener ma do dyspozycji niemal cały zespół. Do gry gotowi już są nieobecni w ostatnich dniach Pedro Tiba, Jakub Kamiński czy Djordje Crnomarković. Cieszy też to, że niegroźne okazały się urazy Alana Czerwińskiego i Filipa Marchwińskiego, których nabawili się oni podczas spotkania Pucharu Polski ze Zniczem Pruszków. Jeśli nie wydarzy się jakiś kataklizm, to na Bułgarskiej zobaczymy dzisiaj najmocniejszy możliwy skład Lecha. Na zupełnie przeciwnym biegunie stoi Standard Liege. W drużynie Les Rouches uraz goni uraz, a do tego we znaki daje się koronawirus. Dla trenera Phillipe'a Montaniera najbardziej bolesne wydają się być straty w defensywie. Największym ubytkiem jest z pewnością strata opoki linii obronnej i kapitana zespołu - Zinho Venhausdena, który zerwał więzadła. Ten 21-letni stoper jest podstawą dobrej gry w tyłach Standardu, a także piłkarzem szykowanym do roli lidera reprezentacji Belgii, co świadczy o skali jego talentu i umiejętności. W formacji defensywnej nie zagrają także Collins Fai oraz Konstantinos Laifis, również podstawowi zawodnicy. Starcie przeciwieństwNie sposób nie zwrócić uwagi, że w Poznaniu dojdzie do rywalizacji dwóch drużyn, których atuty leżą w zupełnie innych miejscach. Kiedy bowiem Lech chwalony jest za grę w ataku i często krytykowany w obronie, to główną zaletą Standardu jest właśnie solidna defensywa, a wadą słaba i nieskuteczna gra do przodu. Trudno co prawda przewidzieć, jak bardzo ucierpi linia obrony Belgów przy tak poważnych osłabieniach, pewne jest jednak, że nie będzie to ten sam monolit, który jest jedną z najlepszych defensyw ligi belgijskiej (zaledwie 9 bramek straconych w 11 meczach). Mimo niewielkich braków w ofensywie, trudno pokładać w niej wielkie nadzieje na klucz do sukcesu Les Rouches. Atak obecnie trzeciej drużyny w krajowych rozgrywkach bowiem plasuje się wśród drużyn drugiej połówki tabeli, co chluby Standardowi nie przynosi, a skuteczność atakujących pozostawia wiele do życzenia. Mimo to warto zwrócić uwagę na kilku ciekawych zawodników ofensywnych. Takim piłkarzem jest między innymi Selim Amallach, najlepszy strzelec zespołu w tym sezonie z dorobkiem sześciu trafień. Obbi Oulare to niegdysiejszy wielki talent o dobrych warunkach fizycznych. Ząb czasu nadgryzł także umiejętności Mehdiego Carceli, który swego czasu był graczem wybitnym jak na warunki ligi belgijskiej, jednak wiek oraz niedawne zakażenie koronawirusem sprawiają, że obecnie jest cieniem dawnego siebie. W środku pola natomiast duże umiejętności i wizję gry ma młody Nicolas Raskin. Nie są to jednak piłkarze na miarę Darwina Nuneza czy Alfredo Morelosa, katów Kolejorza z poprzednich meczów. Wykorzystać okolicznościNa papierze Standard Liege wydaje się być silniejszą drużyną od innego belgijskiego klubu, z którym niedawno mierzył się Lech, czyli Charleroi. W obliczu poważnych osłabień drużyny Montaniera jednak skala trudności wydaje się być znacznie niższa od normalnej. Nawet w optymalnym składzie przeciwników, Kolejorz mógłby śmiało powalczyć o pełną pulę. Teraz, kiedy okoliczności wyjątkowo sprzyjają Lechitom, żal byłoby z nich nie skorzystać. Jeśli drużyna Dariusza Żurawia nie zlekceważy tak przetrzebionego rywala i zagra na miarę poprzednich meczów, a szczególnie tego z Benfiką, to Lech ma bardzo duże szanse, by nareszcie cieszyć się ze zwycięstwa.   🔥 DZIEŃ MECZOWY 🔥🏆 #UEL 🆚 @Standard_RSCL 🕤 18:55🏟 Stadion Poznań💻 https://t.co/7dFHvROptg📺 Polsat Sport Premium 1, TVP 2#⃣ #LPOSTA Po zwycięstwo! 🔵⚪️ pic.twitter.com/PVR0TnUThC — Lech Poznań (@LechPoznan) November 5, 2020   👀 Kliknij i zaobserwuj najlepszy piłkarski Instagram: @nowinki_transferowe 📸


05 LISTOPADA 2020, 09:50

Polska

Oficjalnie: Ricardo Sa Pinto menedżerem Legii Warszawa
Ricardo Sa Pinto został pierwszym trenerem Legii Warszawa. 45-letni szkoleniowiec, który w swojej karierze prowadził m.in. Sporting Lizbona i Standard Liege, a w przeszłości był świetnym napastnikiem reprezentacji Portugalii, podpisał z mistrzem Polski trzyletni kontrakt. Pracę szkoleniową Ricardo Sa Pinto rozpoczął w 2012 roku w Sportingu CP - klubie, w którym został legendą jako piłkarz znany z waleczności oraz zaciętego charakteru. Na ławce trenerskiej Lwów zadebiutował meczem z Legią Warszawa w 1/16 finału Ligi Europy, które zakończyło się remisem 2:2. W rewanżu lepszy okazał się zespół ze stolicy Portugalii (1:0), który w tamtej edycji doszedł do półfinału, eliminując po drodze m.in. Manchester City. Dla Sportingu było to największe osiągniecie w ostatniej dekadzie. W ubiegłym sezonie 45-letni Portugalczyk prowadził jeden z najbardziej utytułowanych belgijskich zespołów - Standard Liege, z którym zdobył wicemistrzostwo i Puchar Belgii, po roku przerwy awansując do europejskich pucharów. W jego trenerskim CV znajdują się również takie kluby jak Crvena Zvezda Belgrad (wicemistrzostwo Serbii), greckie OFI Kreta i Artomitos FC, saudyjskie Al-Fetah i portugalskie CF Os Belenenses (w fazie grupowej Ligi Europy 2015/16 mierzyło się z Lechem Poznań). W roli szkoleniowca prowadził kluby łącznie w ponad 180 meczach. Wraz z przyjściem portugalskiego szkoleniowca do stołecznego klubu dołączy jego trzech współpracowników. Funkcję asystenta trenera pełnić będzie 39-letni Rui Mota. Szkoleniowcy współpracowali ze sobą w greckim Atromitos FC, w saudyjskim Al Fateh oraz w Standardzie Liege, gdzie w sezonie 2017/2018 zdobyli z drużyną wicemistrzostwo i Puchar Belgii.   Oficjalnie: Ricardo Sa Pinto trenerem Legii Warszawa.➡ https://t.co/j9vTahzmMb pic.twitter.com/AorIxD271z — Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) 13 sierpnia 2018


13 SIERPNIA 2018, 16:33